niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział XI.

       Pik. Pik. Pik.
Denerwował ją ten odgłos. Dźwięk przypominał piszczenie jakiegoś urządzenia. Akira chciała go wyłączyć, ale nie mogła. Coś ją blokowało. Kiedy chciała chwycić urządzenie i je roztrzaskać, jakaś dziwna siła ją odciągała. To wyglądało tak, jakby czyjeś ręce chciały zabrać stąd dziewczynę. Akira próbowała się im wyrwać, bo instynktownie czuła, że te ręce należą do samej Śmierci. A szatynka nie chciała umierać; bynajmniej nie teraz, nie w wieku osiemnastu lat. Miała przecież tyle rzeczy do zrobienia. Jak chociażby wyjście za mąż, założenie rodziny, czy... wyznanie miłości jedynemu mężczyźnie, którego mogłaby pokochać...
— Pozwól mi... — Usłyszała chrapliwy, męski głos, przepełniony czymś złym i obrzydliwym. — Pozwól mi... Oboje wiemy, że ci się to nie uda. Nie pokonasz mnie. Nie pokonasz Śmierci... Nie, kiedy ta wyciąga do ciebie ręce...

Wystraszyła się. Z każdą chwilą czuła, że słabnie. Nie uda jej się wygrać. Zimna, szara, pomarszczona dłoń pokryta strupami i liszajami z czarnymi żyłami prześwitującymi przez skórę, chwyciła ją w pasie i pociągnęła za sobą. Akira upadła. Podnosząc się na nogi, spostrzegła wysoką postać stojącą naprzeciw niej. Po posturze poznała, że to mężczyzna. Nie widziała jego twarzy, bowiem ta była ukryta w mroku otaczającym Akirę. Szatynka miała jednak przeczucie, że zna tego mężczyznę.
Wstała. Wtedy postać wyszła z mroku i Akira zamarła. Stał przed nią Kakashi. A bynajmniej wyglądał jak on.
— Akira — Wyciągnął rękę w jej stronę. Dłoń była normalna, bez żadnych sczerniałych żył. — Wracajmy do domu. Do Konoha.
Bardzo pragnęła chwycić go za dłoń, ale wahała się. Sama nie wiedziała, dlaczego. Miała dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Że coś nie gra. Spojrzała w twarz Kakashiego. Oczy Hatake były dziwne — puste. Martwe.
Zrobiła krok w tył.
— Nie jesteś nim. Nie jesteś Kakashim — I jakby na potwierdzenie jej słów, siwowłosy mężczyzna zaczął się w sobie kurczyć. Skóra na jego twarzy zapadła się, ukazując oczodoły, zęby zaczęły o siebie uderzać, powodując dreszcze, które przeniknęły całe ciało Akiry. Kości nóg złamały się z trzaskiem, a to co przed chwilą wyglądało jak Kakashi, zmieniło się w pełzające wszędzie białe, tłuste larwy.
Akira wzdrygnęła się, ale nie krzyknęła, kiedy jedna z nich zaczęła wspinać się po jej bucie, wyginając białe, śliskie ciało. Strząsnęła ją.
Do jej uszu dotarł dźwięczny śmiech. Spojrzała w lewo i dostrzegła chudego, wysokiego mężczyznę ubranego w szarą, brudną yukatę. Postać miała czarne włosy i szare, przenikliwe oczy. Skórę miał poszarzałą i taką jak topielec, którego wyciągnie się na brzeg. Mimo tego mężczyznę można było nazwać przystojnym na swój sposób.
— Tak myślałem, że ciebie tak łatwo nie da się oszukać. Jesteś za bardzo spostrzegawcza i inteligentna.
— Kim jesteś? — Jak tylko zadała to pytanie, zrozumiała. Śmierć. Przyszła po nią.
— Podejrzewam, że nie muszę ci tego wyjaśniać. Sama się domyśliłaś.
— Po co tu... przyszedłeś? — Nie wiedziała, jak ma się zwracać do postaci stojącej po jej lewej stronie. Czy ma Śmierć traktować jako kobietę, czy jako mężczyznę? W końcu zdecydowała się na to drugie ze względu na to, jaką przyjęła formę. 
— Po ciebie — Nie bawił się w sztuczki. Powiedział to prosto z mostu, niczego przed nią nie ukrywając.
— A jak powiem, że się nie zgadzam, Zdechlaku? Chyba mam jakiś wybór, nie? — powiedziała.
Kostucha przyłożyła palec do ust.
— Niby tak, ale to nie jest najlepsze wyjście. Nie powinno cię być na tym świecie, Akira. Jesteś za silna... Jednak biorąc pod uwagę twoje nastawienie, chyba znam odpowiedź.
Prychnęła.
— Ja? Silna? Człowieku! Ledwo co potrafię podnieść pięciokilogramową torbę.
— Miałem na myśli inną siłę. Jeszcze nie zdajesz sobie z niej sprawy, ale... Skoro chcesz wrócić...
I zanim Akira zdążyła coś powiedzieć, ciemność wokół niej rozpłynęła się, a ona sama zaczęła spadać w bezdenną otchłań.


◊◊◊◊◊


Usiadła raptownie na łóżku. Teraz jeszcze lepiej słyszała uporczywe pikanie, które stawało się coraz częstsze i głośniejsze. Zerknęła w prawo i spostrzegła respirator, do którego była podłączona. Czyli to ta maszyna tak ją denerwowała.
Akira oddychała głęboko, starając się uspokoić. Ukryła twarz w dłoniach.
— Akira!
Podniosła wzrok i zauważyła Kakashiego. Jej serce natychmiast na niego zareagowało szybkim biciem.
— Wszystko w porządku? — Mężczyzna podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu.
Kiwnęła nieznacznie głową.
— Na pewno? — Przyglądał się jej z taką troską, że aż ją to zabolało.
— Tak. Jestem tylko osłabiona.
— To zrozumiałe. Byłaś tak wychudzona i wyczerpana, że to była tylko kwestia czasu aż trafisz do szpitala. Dostałaś nawet zapaści. Gdyby nie szybka reakcja Tsunade... — Ból w jego głosie był tak wielki, że Akira myślała, że się rozpłacze. — Czemu nie powiedziałaś mi, że się głodzisz? I przede wszystkim, dlaczego to robisz?
Nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć. Jak miała wyznać Kakashiemu, że to przez to, że go kocha? To przez miłość do niego prawie nic w ostatnim czasie nie jadła. Po prostu nie mogła. Była tak nieszczęśliwa, że nie wiedziała, co innego mogła zrobić.
Zamknęła oczy.
— Kakashi... Powiedz mi jedną rzecz. Dlaczego tak się mną przejmujesz? Co ci przyjdzie z tego, że interesuje cię moja osoba i problemy?
Zrobił zdziwioną minę.
— Jak to dlaczego? Jesteś moją przyjaciółką, Akira. To chyba normalne. — Sam wolał nie mówić jej prawdy, dlaczego tak się o nią troszczy. Już teraz o mało co nie zwariował, kiedy ta nagle dostała ataku. Respirator, do którego dziewczyna była podłączona najpierw zaczął wściekle pikać, a potem umilkł. Do pomieszczenia wbiegła Tsunade w towarzystwie Sakury. Piąta Hokage kazała różowowłosej dziewczynie wyprowadzić go z sali, a Kakashi prawie się przewrócił, kiedy uświadomił sobie, że jedyna kobieta, którą kochał, może umrzeć i już nigdy więcej jej nie zobaczy.
— Taa... To rzeczywiście normalne — Wyczuł, że nie jest co do tego wszystkiego przekonana, a sam nie wiedział, co ma zrobić, żeby ta mu uwierzyła.
— Akira... — Już miał dotknąć jej szczupłych palców, kiedy drzwi do sali ponownie się otworzyły i w progu stanął Hideo. Ishida był cały zdyszany. Widać było po nim, że pędził tu na złamanie karku. Spojrzał najpierw na szatynkę, a po chwili przeniósł wzrok na Kakashiego. W tym samym momencie zmrużył oczy, po czym zacisnął dłonie w pięści i szybkim, zdenerwowanym krokiem podszedł do Hatake.
— Coś ty jej zrobił, dupku?! — warknął, biorąc potężny zamach. Hideo nie myślał w tym momencie. Od dawna nie lubił Kakashiego i nic dziwnego, że wyszedł z siebie. 
Hatake widział to, jak dłoń Ishidy zbliża się do jego nosa. Mężczyzna nie zrobił uniku. Nie mógł. Siedział jak sparaliżowany, nie potrafiąc się ruszyć. Sekundę później poczuł, jak pięść uderza go w miejsce tuż pod okiem. Trysnęła krew. Brunet wykonał taki cios, żeby spowodować jak największe obrażenia. 
— Hideo! Co ty, do cholery jasnej, robisz? — krzyknęła Akira. Spojrzała na niego ze złością. Kakashi trzęsącą się dłonią złapał się za złamany nos, usiłując go nastawić. Maska srebrnowłosego jounina nasiąkła krwią.
Hideo dyszał ze złości. Patrzył się wściekły na Kakashiego. Jak on nienawidził tego faceta. Najchętniej wyprułby mu wszystkie flaki, połamał kości, złożył je do kupy, a potem znów połamał. I tak bez końca.
— Wyjdź — syknęła Akira.
Kakashi podniósł się, ale ta złapała go za zakrwawioną dłoń. Skóra mężczyzny była ciepła i nieco szorstka. Shinobu miała ochotę pogłaskać dużą, silną dłoń Hatake, ale nie odważyła się tego zrobić. Nie przy Hideo.
— Nie ty, Kakashi. Hideo, wyjdź stąd.
Dopiero po tych słowach brunet się ocknął. Coraz częściej zdarzały mu się takie napady agresji. Bał się ich. Bał się też, że podczas jednego z tych ataków, zrobi coś Akirze, a tego by sobie nigdy nie wybaczył. Kochał ją. Nie mógł jej skrzywdzić.
— Akira... Ja... — Spojrzał na swoją poranioną, trzęsącą się dłoń.
— Wyjdź. Po prostu zejdź mi z oczu.
Hideo popatrzył zbolałym wzrokiem na dziewczynę, na której tak mu zależało. W jej jasnozielonych oczach nie dostrzegł nic oprócz wściekłości.
      Odwrócił się na pięcie i nic nie mówiąc, wyszedł, trzaskając drzwiami.
     Akira westchnęła i spojrzała na Kakashiego. Pod prawym okiem zaczynało pojawiać się fioletowe limo, dolna powieka spuchła, a z nosa wciąż ciekła krew. Wyciągnęła dłoń i delikatnie dotknęła policzka Hatake. Mężczyzna zdrętwiał.
— Zdejmij maskę, Kakashi. — Ten posłusznie wykonał polecenie. Zsunął materiał ze swojej twarzy, pozwalając, by Akira na niego spojrzała. Dziewczynie zachciało się płakać, widząc to, w jakim ten jest stanie. Nigdy by nie pomyślała, że Hideo będzie zdolny do takich rzeczy. Wiedziała, że brunet nie toleruje Hatake, ale nie spodziewała się, że podniesie na niego rękę. W tym momencie sama miała ochotę go uderzyć. I to na tyle mocno, że bolałoby go jeszcze przez długi, długi czas. Gdyby tylko nie była taka osłabiona, to wstałaby, wypisała się ze szpitala, po czym odszukała go i powiedziała, co o tym wszystkim myśli. Był jej chłopakiem, ale to nie upoważniało go do obrażania i bicia ludzi, na których jej zależało.
— Musisz to opatrzyć — powiedziała cicho, wpatrując się z troską w  bladą twarz Hatake. Krew na szczęście przestała już lecieć, ale nie można było tego tak zostawić.
Mężczyzna uśmiechnął się słabo.
— Nic mi nie jest, nie martw się.
Prychnęła.
— Jak mam się nie martwić? Jesteś moim przyjacielem, a poza tym ko... — W ostatniej chwili spostrzegła się, co prawie powiedziała. Zagalopowała się. O mały włos nie powiedziała Kakashiemu, że go kocha. 
— Poza tym co? — dopytywał się srebrnowłosy. Na pierwszy rzut oka wyglądało, jakby nie zwrócił uwagi na to, że ta prawie powiedziała coś dziwnego. 
— Chciałam powiedzieć, że koszmarnie wyglądasz — dodała szybko. Serce waliło jej jak oszalałe. Gdyby Kakashi usłyszał to, co prawie wyszło z jej ust... 
— Bywało gorzej.
— Wierzę, ale, Kakashi... Proszę... Nie możesz tego tak zostawić — Ukradkiem wcisnęła mały, niebieski przycisk koło swojego łóżka. Chwilę później do pomieszczenia weszła Sakura. Od razu zauważyła, w jakim stanie jest Kakashi. Czym prędzej do niego podeszła, chwyciła go za podbródek i uniosła twarz mężczyzny w górę.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, po czym mruknęła:
— Czy ktoś z was może mi powiedzieć, co tu się stało?
Srebrnowłosy jounin odchrząknął.
— Uderzyłem się nosem o drzwi, to wszystko, Sakura.
Młoda pani doktor nie chciała mu jednak uwierzyć. Patrzyła się na niego z taką miną, jakby miała go za idiotę. Akira prychnęła.
— Masz mnie za głupią, sensei? Dobrze wiem, że wcale się nie uderzyłeś. Tłukłeś się z kimś, mam rację?
Kakashi zaśmiał się nerwowo, ale zaraz potem spoważniał.
— E tam, zaraz tłukłeś. Nic takiego się nie stało, jednak wy dwie zachowujecie się tak, jakbym nie wiadomo jak był ranny. To tylko podbite oko i rozbity nos. To wszystko.
Sakura przewróciła oczami.
— Przyglądając się twojej twarzy, zauważyłam, że nos masz złamany w co najmniej dwóch miejscach. Nie wiem też, czy nie będzie potrzebny zabieg.
Mężczyzna zbladł. Nie uśmiechało mu się ponownie iść pod nóż. W ostatnim czasie zdarzało się to zbyt często. Poza tym nie chciał, aby ktoś ingerował w jego śliczny nosek. Co jak co, ale lubił tę część swojego ciała.
— A nie dałoby się poskładać go jakoś... inaczej? Mniej inwazyjnie?
— Przecież mówiłam, że nie wiem. Muszę najpierw cię zbadać, a jak mam to zrobić, skoro mi się nie dajesz dotknąć, Kakashi-sensei?
Westchnął i pozwolił Sakurze sprawdzić stan jego nosa. Dziewczyna chwyciła go delikatnie palcami i zaczęła naciskać niektóre miejsca. Kakashi starał się nie okazywać bólu, ale Akira wiedziała, że bardzo cierpi. Aby mu w tym ulżyć , złapała go za lewą dłoń i ścisnęła jego długie, szczupłe palce. Hatake spojrzał w jej stronę, a szatynka posłała mu słaby uśmiech.
— Masz szczęście, sensei. Nie potrzebna będzie operacja. 
Kakashi nie wiedział, czy ma odczuwać ulgę z powodu tego, że ominie go operacja, czy być przerażonym tym, co za chwilę go czeka — nastawianie złamanego nosa, co swoją drogą było bardzo bolesne. Nie, żeby sam o tym wiedział. Po prostu jak przypomniał sobie to, co opowiadał mu Gai, po tym, jak uderzył się nunchako w twarz. Przez tydzień chodził z opatrunkiem na nosie.
— Może trochę zaboleć — ostrzegła Haruno.
— Jakbym sam o tym nie wiedział... — mruknął.
Zamknął oczy, a po chwili poczuł nieprzyjemnie chrupnięcie nastawianych kości. Bolało, owszem, ale nie na tyle, żeby panikować. Gai jak zawsze przesadzał.
— Gotowe. Jeszcze tylko założę opatrunek i będziesz mógł wrócić do domu.
Akira postanowiła się wtrącić.
— A co ze mną? Długo jeszcze będę musiała przebywać w tym szpitalu? 
Sakura spojrzała na nią zdziwiona.
— Nie dalej jak godzinę temu byłaś martwa, a ty już chcesz się stąd wyrwać? Zwariowałaś? Jesteś stanowczo za słaba, żeby cię wypuścić.
Kakashi pokiwał ostrożnie głową.
— Ma rację, Akira. Powinnaś tu zostać przez najbliższych kilka dni.
— Kiedy ja się czuję zupełnie dobrze. Nie rozumiem. — Na potwierdzenie swoich słów zsunęła z siebie kołdrę i spuściła swoje blade nogi w dół. Stopy postawiła na podłodze. Przygryzła wargę; chciała im udowodnić, że nie jest słabą, młodą dziewczyną, co to nie może sobie w życiu poradzić. Podniosła się i zrobiła krok w przód. Odwróciła się z szerokim uśmiechem na ustach, ale jak tylko to zrobiła, straciła równowagę. Upadłaby na ziemię, gdyby nie Kakashi, który ją złapał. Dziewczyna uderzyła nosem o jego klatkę piersiową, łapiąc go w pasie. Z perspektywy obserwatora wyglądało to tak, jakby się do siebie tulili.
Akira odsunęła się od Hatake, czując, że cała płonie. Dlaczego zawsze, ale to zawsze, jak się potknie, musi na niego wpadać? Z drugiej strony nie chciała rozkwasić sobie nos o podłogę.
— Może faktycznie lepiej zostanę w szpitalu — powiedziała cicho, kładąc się na nowo do łóżka.
— Na przyszłość zawołaj kogoś, jak będziesz chciała wstać. A ty, sensei, możesz wracać do domu — Kakashi stał jednak jak sparaliżowany. Serce waliło mu jak młotem, nogi zrobiły się miękkie jak galareta. — Sensei? Słyszysz mnie?
Kakashi potrząsnął głową.
— T-tak, już idę. — potrząsnął dłonią. Nie pożegnał się z Akirą. Wyszedł bez słowa.
Dziewczyna wpatrywała się jeszcze w drzwi sali, w której się znajdowała, a potem opadła na poduszkę, przekręciła się na bok i zaczęła wpatrywać się w pomarańczowe niebo za oknem.


◊◊◊◊◊


Akira spędziła w szpitalu równy tydzień. Z początku zastanawiała się, czy by z niego nie uciec, ale uznała, że nie da kolejnego powodu, aby Kakashi, Tsunade oraz pozostali lekarze się o nią martwili. Personel szpitala był bardzo zaskoczony tym, jak szybko Akira powróciła do zdrowia. Już wieczorem tego samego dnia mogła stanąć na nogi, nie tracąc przy tym równowagi. Sakura nawet uznała, że pod tym względem przypomina Naruto, jej przyjaciela, którego to nie widziała prawie półtora roku. Rzuciła nawet, że szatynka jest jinchuuriki, jednak szybko zbyła to śmiechem.
Tydzień po tym wszystkim, osiemnastolatka wyszła na własne żądanie. Stwierdziła, że nie ma potrzeby, aby dalej tkwiła w miejscu, gdzie przebywa pełno ludzi o wiele bardziej potrzebujących pomocy niż ona.
Kakashi po tym zdarzeniu nie odwiedził jej ani razu mimo tego, że ta widziała go na jednym z korytarzy. Chciała z nim porozmawiać, ale nie mogła, bo mężczyzna uciekał, jak tylko widział ją w zasięgu swojego wzroku. Akira nie chciała za nim biegać i błagać o pięć minut uwagi. Nie przeszkadzało jej to, że czasami jest olewana. Nie była osobą, która musiała być w centrum zainteresowania.
Nie rozumiała jego zachowania. Oskarżał ją o to, że go unika, że nie chce z nim rozmawiać, ale gdyby ten znał choć jeden powód, dlaczego to robi, prawdopodobnie by zrozumiał. W takim razie czemu, jak chciała zamienić z nim parę słów, robił dokładnie to samo? Nie było to jednak wszystko. Istniała jeszcze jedna sprawa, którą się przejmowała. Mianowicie sen, który jej się przyśnił. Bynajmniej wydawało się jej, że to sen. W praktyce było pewnie zupełnie inaczej. Co Śmierć miała na myśli, mówiąc o sile Akiry? Do czego była zdolna, że sama Kostucha sądziła, że nie powinno jej być na tym świecie. Truposz jasno dał jej do zrozumienia, że samym swoim istnieniem, przeczy prawom fizyki i biologii. Z drugiej strony trochę to ją bawiło. Może za dużo w ostatnim czasie czytałam grozy?, pomyślała.
Kręcąc głową, wyszła ze szpitala i skierowała się w stronę swojego domku. Po kilkunastu minutach była już na miejscu, ale z niepokojem odkryła, że coś jest nie tak. Była pewna, że zostawiła zamkniętą furtkę...
Szatynka pchnęła bramkę i weszła na teren swojej posiadłości. Jeżeli ktoś się włamał albo to znów był ten gwałciciel... Zadrżała na samą myśl.
Podbiegła do drzwi wejściowych, chcąc je otworzyć. Już miała złapać za klamkę, kiedy w progu stanął średniego wzrostu mężczyzna o brązowych, zimnych oczach i czarnych włosach przyprószonych siwizną. Miał na sobie nieskazitelnie czysty garnitur oraz wypastowane do połysku buty. 
—  Wreszcie raczyłaś wrócić, Akira — powiedział szorstkim głosem, wpatrując się w szatynkę.
— O-ojciec? 


Tadam! Oto jestem! Wróciłam z kolejną porcją opowiadania. Na wstępie chciałam Was wszystkich przeprosić za to, że tydzień temu nie było rozdziału, ale nie miałam pojęcia, co w nim napisać (tak, wiem, słaba wymówka). Nie wiem też, czy w przyszłą niedzielę będzie notka, jednak nie będzie to zależało ode mnie (i kij z tym, że w środę, 4.05. mam maturę z polaka). Po prostu mogę mieć problem z... internetem. Nie chodzi o to też, że mieszkam w takiej zapchajdziurze, gdzie psy szczekają tyłkami. Anulowałam też ankietę, która widniała na stronie głównej. Cieszy mnie to, że większość osób zagłosowała za tym, abym nie usuwała bloga. Swoją drogą, nie chciałam tak naprawdę tego robić, a poza tym bardzo zżyłam się z tym opowiadaniem i zamierzam je doprowadzić do końca, niezależnie od tego, co niektórzy by twierdzili.
Dobra, koniec trucia.
Do następnego!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ, DOCENIASZ CUDZĄ PRACĘ :D

2 komentarze:

  1. Jeju, tak trudno trafić na dobre opowiadanie o Kakadshim, które nie jest KakaSaku...
    Ale na szczęście tu trafiłam!
    Mogłabym zasypać Cię pozytywnymi przymiotnikami, ale wystarczy jeden:
    To jest cudowne.
    Ta fabuła, styl pisania... afhsksajkfh~
    Czekam na następny rozdział!
    Weny, weny, weny- no i czasu~
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, naprawdę trudno o dobre opowiadanie z Kaszalotem. Takie można policzyć na palcach jednej ręki, a że jestem osobą bardzo wybredną, to czytam tylko te, które trzymają poziom. Tak samo jest z KakaSaku. Nie znoszę tego paringu z całego serca, ale... mam jedno w przygotowaniu.
      E tam, przesadzasz, i to grubo. Nie jest cudowne, daleko do tego temu opowiadaniu. Fabuła - wymyślona praktycznie na poczekaniu, styl - też można jeszcze poprawić. Za dużo mankamentów.
      A, i dziękuję za życzenie mi weny i czasu. Swoją drogą, wena jest jak okres - przychodzi, kiedy chce, a jak już przychodzi, to robi krwawą i pełną bólu bitwie w organizmie. Z czasem jest gorzej - dopiero w przyszłym tygodniu będę mogła coś nasmarować, rozumiesz, matura to bzdura ;)
      Ja również pozdrawiam i dziękuję za zacny komentarz :D

      Usuń

© Kordelia | WS | X | X | X | X | X.